Judith O'Dea pod koniec lat 60 zdobyła ogromną popularność po roli Barbary. Może to wrzystko ją przerosło ;/ Ale w filmie wypadła nieźle. Chociaż faktycznie niezbyt piękna.
Nieźle? W "Nocy żywych trupów" doprowadzała mnie do szału. Rozumiem, że wg. scenariusza miała być w szoku po stracie brata, ale bez przesady. Cała jej rola ograniczała się do siedzenia na kanapie i mówieniu o braciszku. Żadnych emocji - NIC. Dobrze, że Johny zjadł siostrzyczkę - przynajmniej znikła z ekranu.
A mnie się jej rola baardzo podobała. Zagrała perfekcyjnie przerażoną, zszokowaną dziewczynę i to 'nic' było najlepsze.
Wiesz co, jeżeli widz widząc śmierć jednej z głównych bohaterek odczuwa ulgę że to głupie babsko wreszcie zdechło...znaczy że aktorka spieprzyła sprawę, zwłaszcza że Barbara bardziej zachowywała się jak osoba upośledzona niż dziewczyna w szoku.
Nie znaczy ze aktorka spieprzyła sprawę, może znaczyć też, że zagrała zajebiście, a miała cię wkur.wiać, bo taki był zamysł scenarzysty. Mnie raczej nie wkurzała, bardziej drażniła, ale uważam, że totalną panikę, szok i niemoc zagrała kapitalnie; nie spodziewałem się takiej roli w takim filmie.
To była najgorsza żeńska rola jaką kiedykolwiek widziałem. Nic dziwnego że później grała jedynie w gniotach.