Przedstawiam jeden z ulubionych klasyków, który naprawdę mnie przeraża za sprawą bardzo niepokojącego i przejmującego dźwięku, który jest głównym atutem, tej niemłodej już produkcji.
George A. Romero, specjalizujący się w głównie w tworzeniu horrorów, serwuje widzom idealną porcję napięcia i sporą dawkę prawdziwej grozy.
W filmie tym, z całą pewnością znajdziecie autentyczną, duszną, klaustrofobiczną atmosferę, a także genialne nakreślenie psychologiczne postaci, przekrój amerykańskiego społeczeństwa lat 60'tych i „twist” na końcu, który zdaje się ostateczną „wisienką” na torcie".
Co ciekawe, można śmiało stwierdzić, że jako jeden z niewielu horrorów opiera się ma realnych podstawach (pseudo)naukowych, (teoria prionów-Nagroda Nobla w 1997 roku dla Stanleya Pruisnera, choroba plemion kuru).
„Noc żywych trupów” to horror, od którego nie sposób oderwać ani na chwilę oczu, film prosty, a jednak idealny pod względem budowy i wywieranych emocji, które „spływają” na widza podczas seansu.
I gdy któregoś dnia na cmentarzu pojawi się jakieś osobliwe poruszenie...
„They're coming to get you".